Wiem, że dawno nie pisałam, i że obiecałam wstawić zdjęcia z urodzin, ale
musi jeszcze trochę czasu minąć, żebym się zorganizowała na tyle, żeby mieć
czas na częste pisanie i uaktualnianie bloga choć raz w tygodniu. Proszę więc o
jeszcze trochę cierpliwości i o wiarę, że kiedyś taki czas nastąpi.
Póki co próbujemy się wszyscy odnaleźć w nowej codzienności. Ja staram się
wszystko ogarnąć i przygotować niani przed wyjściem do pracy, żeby mogła
spokojnie zajmować się Potworkami bez myślenia o dodatkowych obowiązkach.
Dziewczynki powoli przyzwyczajają się do nowej cioci i do faktu braku mamy 24
godziny na dobę.
Kaja początkowo, a raczej przez pierwsze półtora miesiąca rozłąkę przeżywała
bardzo ciężko. Nie chciała zasypiać w dzień, bo bała się, że gdy wstanie, mnie
już nie będzie. W nocy budziła się z wrzaskiem i zasypiała tylko ze mną w
łóżku, co chwile sprawdzając, czy jestem. Efektem było niewysypianie się
wszystkich w domu i ogólne totalne zmęczenie i wyczerpanie. Kiedy przychodziłam
z pracy po porannej zmianie Kaja wieszała się na mnie i nie schodziła z rąk ani
na chwilę. Chodziła ze mną wszędzie, a gdy tylko zniknęłam z jej pola widzenia
choć na chwilkę spazmatycznie wrzeszczała. Na szczęście kiedy mnie nie było
takie zachowanie również znikało, więc niania czy tata mogli się nimi normalnie
zajmować. Po prawie dwóch miesiącach mojej pracy Kaja zaczęła normalnie
funkcjonować i śpi w swoim łóżeczku jak do tej pory. Mam nadzieję, że najgorsze
już za nami.
Iga jak to Iga - spokojnie, bez stresu. Zaklimatyzowała się w nowej sytuacji
z dnia na dzień. Cieszy się kiedy wracam z pracy, ale na chwilkę przychodzi się
przytulić i wraca do zabawy bez większych kombinacji. W nocy normalnie śpi,
oczywiście nadal budząc się głodna choć raz, tak samo zresztą jak Siostra...
Dziewczynki chodzą już bardzo ładnie, mają za sobą nawet pierwsze nożne
spacery i zabawę w piaskownicy, więc robią się z nich prawdziwe dzieciaki, a
przemija okres niemowlęcy. Obawialiśmy się faktu założenia im butów gdyż do tej
pory taka część garderoby nie była przez nie używana. W domu chodzą boso, gdy
jeździliśmy na wieś siedziały w basenie, albo chodziły po trawie również na
bosaka. Założenie im butów wiązało się z kilkusekundową operacją ich zdjęcia,
więc raczej rzadko je zakładaliśmy. Wbrew wszystkim przesłankom Dziewczątka
nagle wykazały wielką chęć chodzenia w butach i przynoszą je nam do zakładania
nawet w domu. Chodzą w nich tak i z powrotem dumne jakby co najmniej miały
korony na głowach. Problem butowy rozwiązał się więc sam :)
Przyszła teraz kolej na czapki i tutaj niestety nie będzie chyba tak łatwo.
Mimo, że w domu Dziewczynki bardzo się cieszą i uważają za wspaniałą zabawę
zakładanie czapki i chodzenie w niej to na spacerze nie podoba im się to już
kompletnie. Póki co tylko jeden dzień był taki rzeczywiście zimny i wymagający
czapki, ale obie cierpliwie za każdym razem kiedy czapkę założyliśmy ją
zdejmowały, więc chyba trochę pracy i walki w wypracowaniu kompromisu w tej
kwestii nas czeka.
Ponieważ po malutku już się odnajduję i organizuję, postaram się zacząć
pisać choć raz w tygodniu i obiecuję odpisać na zaległe maile jak najszybciej
(wiem, wiem, że niektóre są już baaaardzo stare ;))
Pozdrawiam